1. Niedziela Adwentu
Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo wierny jest Ten, który dał obietnicę; i baczmy jedni na drugich w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków… (Hbr 10, 23-24)
Adwent. Z jednej strony czas oczekiwania, radości, refleksji. Z drugiej strony, jak co roku, pojawiają się tradycyjne głosy krytyki na temat komercji, tandety, szaleńczych zakupów i zatracenia ducha Adwentu. Pewnie są to słuszne spostrzeżenia. Myślę jednak, że warto się zastanowić, czy faktycznie potrzebujemy frustracji wypływającej z krytyki otaczającego nas świata. A może doświadczenie Adwentu zależy przede wszystkim od nas samych?
Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy. W tych prostych słowach apostoł apeluje, by spojrzeć w siebie. Tylko od nas zależy to, żeby Adwent mógł być czasem oczekiwania, szukania wewnętrznej równowagi, a co za tym idzie – nadziei. A to dużo ważniejsze niż komercja i wszystkie czerwone skrzaty – zwane Mikołajami – razem wzięte.
Przez wielu z nas, mimo przyśpieszającego czasu, Adwent jest bardzo lubiany. Odczuwamy w nim rodzaj pozytywnego napięcia, wypływającego ze zwiastowania nadejścia Bożego Syna. Bywają jednak doświadczenia, w wyniku których życie zaczyna boleć. Śmierć bliskiej osoby należy do najtrudniejszych z nich. Ale przygnieść może też choroba, długotrwałe leczenie, niepewne oczekiwania na efekty kuracji, lęk przed wynikami badań kontrolnych.
Bardzo trudno odczuwać adwentową radość, gdy rodzina musi przeżyć ten czas w rozłące. Wielu z nas i naszych bliskich emigruje w poszukiwaniu pracy. Nie zawsze są w stanie wrócić wtedy, gdy tego chcą. Ich brak jest mocno odczuwalny. Są też rozłąki wynikające z konfliktów rodzinnych, małżeńskich. Jak szukać potrzebnego ciepła, gdy relacja z bliskimi jest w kryzysie? Jak przeżyć czas adwentowego oczekiwania, a potem wigilijny stół, gdy żadna ze stron nie chce pierwsza wyciągnąć ręki do zgody, bo obie czują się pokrzywdzone? Wreszcie, jak cieszyć się, gdy małżeństwo skończyło się porażką, a chcielibyśmy te szczególne dni przeżywać z dziećmi, jak kiedyś? Ich obecności nie zastąpi przecież zakupienie choćby najdroższych prezentów.
Być może warto pomyśleć o tych naprawdę poważnych sprawach teraz, na początku Adwentu, ponieważ teraz jest szansa i czas, by coś naprawić. By, mimo poczucia krzywdy, spróbować wyciągnąć rękę jako pierwszy. I zrobić wszystko, aby cztery tygodnie adwentowego oczekiwania mogły stać się czasem zmiany na lepsze.
Może nie jest za późno? Może da się jeszcze wiele zrobić? Może trzeba tylko odważyć się, by wykonać pierwszy krok? A może trzeba sobie jeszcze raz powtórzyć i uświadomić, że przecież mamy wciąż w sobie nadzieję, której nikt nie może odebrać, bo ona pochodzi od Boga: Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy.
Gdy życie zaczyna boleć, gdy otrzymujemy dotkliwe ciosy i nic nie jest w stanie nas ucieszyć, szczęściem jest zachowanie nadziei. Dramatem jest jej utrata. Zamiast więc rozglądać się w celu krytykowania ludzkich postaw, spójrzmy na siebie i na to, jacy sami jesteśmy. Z jakimi problemami i uczuciami wchodzimy w Adwent i co możemy zrobić, by zmienić się na lepsze?
Patrzmy też na ludzi obok nas, ale nie po to, by ich oceniać i ganić, lecz aby, mówiąc słowami apostoła, baczyć jedni na drugich w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków.