Komentarz ewangelicki – niedziela 22.06.2014

ewangelicki_orawski

Niedziela – 22 czerwca 2014

Słuchaj, Izraelu! Pan jest Bogiem naszym, Pan jedynie! Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej. Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając. Przywiążesz je jako znak do swojej ręki i będą jako przepaska między twoimi oczyma.
5 Mż 6,4-8

Wyobraźmy sobie, że nie istnieje piekło, nie istnieje też żadna księga, w której Bóg notuje dobre i złe uczynki, nie ma niebiańskiej wagi, na której czyny są ważone. A teraz postawmy sobie pytanie: gdyby te rzeczy nie istniały, jakim byłbym człowiekiem? Czy wierzyłbym w Boga, czy nie?

Gdybym wiedział, że czegokolwiek bym w życiu nie uczynił, Bóg mnie za to nie potępi, jak wyglądałoby moje życie? Jeśli ktoś miałby ochotę odruchowo odpowiedzieć: „Hura, hulaj dusza, piekła nie ma!”, warto pomyśleć, w spokoju i szczerze: czy naprawdę jestem tym, kim jestem, czy naprawdę czynię to, co czynię, tylko dlatego, że ktoś mnie kiedyś postraszył piekłem albo mnie przekonał, że jeśli będę się bardzo starał, to Bóg może da mi jakąś nagrodę? Albo inaczej, czy naprawdę chciałbym kraść, oszukiwać, zdradzać, kłamać, ale staram się tego nie czynić, bo boję się kary? A gdyby nie było kary, to bym to wszystko robił?

Mogę sobie wyobrazić: Bóg kocha mnie bezwarunkowo i czegokolwiek bym nie uczynił, będzie mnie kochał nadal – jak ta świadomość może zmienić moje życie? A może nie zmieni wcale? Może tylko zrozumiem, że przykazania: Nie zabijaj, Nie kradnij, Będziesz miłował itd., to tak naprawdę to, co zawsze chciałem czynić i byłbym szczęśliwy, gdybym żył wśród ludzi, którzy też starają się to realizować? Może wcale nie potrzebuję straszenia potępieniem albo zachęty jakimiś nagrodami? Może potrzebuję zrozumienia, czym jest miłość.

Podobnie bywa często w procesie wychowywania dziecka. Można wychowywać za pomocą karności. Za błąd kara, za dobry uczynek nagroda. Można wyrobić w ten sposób pewne odruchy. Mówiąc wprost, w jakiś sposób wytrenować, żeby nie powiedzieć – wytresować dziecko. Wtedy jednak wszystkie wpojone zasady może ono traktować jako ograniczenia narzucone z zewnątrz. Tak jak nieraz w religii: jesteś dobry – idziesz do nieba, podpadniesz – trafiasz do piekła.

Można jednak inaczej, czyli próbować budować świadomość tego, co jest dobre, a co złe, a przede wszystkim dlaczego coś jest dobre i dlaczego coś jest złe. Można uczyć się, że w miłości chodzi o czynienie tego, co dobre dla drugiego, bo to też dobre dla mnie. I choć nie zawsze się udaje, to motywacją nie staje się nigdy strach ani zasługa, lecz chęć życia takiego, jakiego zawsze w głębi serca pragnę.

To jest powód, dla którego miłość może być podana nawet w formie przykazania – Będziesz miłował… I bynajmniej nie chodzi o wywoływanie strachu przed prawem. Wyjaśnił to Jezus, mówiąc: Jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie. Nie z przymusu, ale z przekonania, że szczęściem wcale nie jest życie w egoizmie, zakłamaniu czy oszustwach…

Szczęściem byłby świat, w którym nikt nikogo by nie chciał zabijać… Świat, w którym czulibyśmy się bezpiecznie. W którym nikt nie byłby okradany, a drugi człowiek byłby bliźnim, któremu w każdej sytuacji można ufać i liczyć na jego pomoc. Choć może trudno uznać takie marzenia za realne, to gdzieś w głębi serca chyba większość ludzi chciałaby żyć w świecie, gdzie się nie zabija, nie cudzołoży, nie kradnie, nie mówi fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu.

Jezus więc wyjaśnia: jeśli mnie chcecie pokochać, szybko to dostrzeżecie, bo jeśli mnie miłujecie, przykazań moich przestrzegać będziecie.