I Niedziela Wielkiego Postu – Tryumf Prawosławia
J 1, 43-51
Święty Jan Chryzostom mówi, że w rozważanej dziś scenie powołania Filipa i Natanaela tkwi wypełnienie obietnicy kto szuka, znajduje (Mt 7, 8), abyśmy sami mogli odnaleźć w Chrystusie własne zbawienie. Filip, podobnie jak Andrzej i Piotr, pochodził z Galilei – skierowane do niego słowa Jezusa pójdź za mną były znakiem Bożej Łaski podążającej wprost za sercem powołanego. Filipowi nie potrzeba było cudownych znaków, jego wiara w Chrystusa była formą prostej i czystej naoczności. Złotousty zauważa, że Galilejczycy byli postrzegani jako ludzie o prymitywnym usposobieniu, Teodor z Mopsuestii zaś, że w owym czasie znaczną liczbę mieszkańców Nazaretu stanowili poganie – może więc dlatego uczeni faryzeusze powiedzą później do bogobojnego Nikodema: zbadaj i zobacz, że z Galilei nie powstaje żaden prorok (J 7, 52). Ten ważny teologicznie wątek jest przywołany już w historii powołania Natanaela, który pytał: czy jest możliwe, by było z Nazaretu coś dobrego? Święty Efrem Syryjczyk widzi w tym retorycznym pytaniu pozytywną aluzję do odnoszących się do Jezusa proroctw o pochodzeniu Mesjasza z Betlejem (Mi 5, 1) i Nazaretu (Iz 9, 1): nie widział on sprzeczności między proroctwami, ale faktyczne wskazanie w nich miejsca narodzin i wychowania Syna Człowieczego. W Jezusie każda bowiem wielość zmierza do jedności, trudność staje się prosta, słowo ustępuje milczeniu, ciemność przeradza się w światłość. Scena ukazuje również, że podstawowe wyznanie wiary w Jezusa jako Syna Bożego jest początkiem naszego doskonalszego widzenia w Bogu. Podobnie jak Jezus w boskiej przedwiedzy widział Natanaela pod drzewem figowym, tak – zaświadcza święty Ambroży z Mediolanu – widzi On nas i wzywa, abyśmy wyszli spod figowca pierwszych rodziców i idąc za Nowym Adamem zrywali owoc z Drzewa Życia.
W niedzielę ortodoksji, kiedy rozpatrujemy, jaka jest istota prawości w wysławianiu Boga, miejmy wzrok wiary wytrwale utkwiony ku transcendentnemu Wschodowi, by dojrzeć Chrystusa do nas stale przychodzącego. Wschód nie oznacza tu zatem kierunku ściśle geograficznego, mapa zbawienia rozciąga się przecież na wszystkie strony świata. Ku Wschodowi – jest to zwrot kosmicznej Liturgii, kierunek naszej wiary w Zmartwychwstanie i naszego życia w Zmartwychwstałym. Prawosławie w swej naturze nie jest więc ani greckie, ani łacińskie, bo jest Chrystusowe. Zbawiciel uczy nas posługiwać się jednym prajęzykiem, który pochodzi od Niego samego jako Bożego Logosu: jest to mistyczny język przedwiecznej Miłości i Prawdy. Kiedy zaś człowiek znajduje własną miłość i własną prawdę, oddala się od tego Boskiego kosmosu: odrywa prawdę od miłości i miłość od prawdy, stając się bezbożnym filantropem, ślepym wyznawcą piętrzących się w spekulatywnej teologii -izmów, sługą zgubnej iluzji racjonalistycznego ładu i komfortu. Niedziela tryumfu prawosławia jest wezwaniem do umartwiania rozumu, który przez herezje buntuje się przeciwko Bogu, a ostatecznie – do duchowej ascezy, która prowadzi do wyrzeczenia się wszystkiego, co Bogiem nie jest, a co w naszym życiu zajęło Jego miejsce.
Przed nami świadectwo prostej i niezmąconej wiary w Chrystusa złożyli Apostołowie i ich święci następcy – nasi Ojcowie, tysiące męczenników, wyznawców, ascetów – dlaczego jednak tak słaba jest nasza wiara? Być może powód tkwi w fakcie, że tak naprawdę nigdy nie dopuściliśmy Chrystusa do naszego życia – być może w konsekwencji tego świadectwo świętych pozostaje również nieczytelne. Kto zaś Chrystusowi w pełni otworzy swe serce choć raz, zawsze będzie tęsknił za Nim i zawsze będzie czekał na Niego. Kto szczerze otworzył serce przed Chrystusem wie, że z wpisanego w ludzką naturę braku Bóg dopomaga nam wyprowadzić coraz większe dobro, a bez Boga brak nasz może być zaś tylko większy.